Dr Zbigniew Szkulmowski: "Od początku walczyłem, żeby prowadzić wentylację również za pomocą masek"
W Polsce najpierw refundacji NFZ podlegali tylko pacjenci po tracheostomii. Nieco później NFZ zaczął finansować również leczenie za pomocą masek. Udało się to w 2002 roku.
Na początku systemem finansowania objęto pacjentów po tracheostomii. – W końcu wychodziliśmy w Narodowym Funduszu Zdrowia finansowanie za to leczenie. Ustaliliśmy jego wysokość i to, jak ma ta opieka wyglądać. Opracowano standardy postępowania, które są w ogólnych założeniach zbieżne z tym, co opracowaliśmy na początku tej drogi. Z punktu widzenia NFZ, leczenie chorych po tracheostomii w domach niosło ze sobą poważne korzyści. Jednym z argumentów za rozpoczęciem jego refundowania był fakt, że chorzy wymagający mechanicznego zastępowania oddechu , wracając do domów, zwalniali miejsca na oddziałach intensywnej terapii – wspomina doktor Zbigniew Szkulmowski.
Walka o pacjentów bez tracheostomii
Nieco dłużej trwały zabiegi o objęcie refundacją leczenia metodami nie wymagającymi tracheostomii. W tym przypadku, leczenie nie polegało na całkowitym zastąpieniu oddechu chorego, lecz jego wspomaganiu. Co warto podkreślić – osób, które mogłyby wymagać tego rodzaju wentylacji jest dużo więcej niż tych wymagających inwazyjnej formy leczenia.
– Od początku walczyłem, żeby prowadzić wentylację za pomocą masek. Dla chorych, którzy potrzebują wspomagania oddychania, cierpią na przewlekłą niewydolność oddechową, ale nie wymagają 24-godzinnej wentylacji – tłumaczy bydgoski anestezjolog dr Zbigniew Szkulmowski.
– Na początku to nie było akceptowane przez ministerstwo i NFZ. Dopiero po jakimś czasie przyjęli, że taka forma wspomagania wentylacji jest możliwa i fundusz objął finansowaniem również tych pacjentów – dodaje.
Wentylacja domowa jest w Polsce refundowana od kilkunastu lat.
Oddolna inicjatywa
Historia wprowadzenia w Polsce możliwości korzystania z respiratora w domu pacjenta jest niezwykła z kilku powodów. Przede wszystkim była to zupełnie oddolna odpowiedź na realną potrzebę niesienia pomocy chorym. Standardy postępowania – zanim jeszcze funkcjonujący system opieki zdrowotnej pochylił się nad problemem – w oparciu między innymi o doświadczenia w pracy z francuskim guru wentylacji Dominiquiem Robertem, wypracował doktor Zbigniew Szkulmowski. Objęcie leczeniem chorych nie byłoby możliwe, gdyby zasiane przez niego ziarno nie padło na podatny grunt. Gdyby w pierwszej fazie nie znaleźli się ludzie gotowi podarować sprzęt, gdyby w odpowiednim czasie nie znalazł się podmiot chcący wesprzeć inicjatywę, wreszcie, gdyby w Ministerstwie Zdrowia i Narodowym Funduszu Zdrowia kilkanaście lat temu nie znaleźli się ludzie, którzy dostrzegli korzyści płynące z wentylacji domowej.
Jedyny kraj z byłego bloku wschodniego
Nałożenie się wszystkich powyższych okoliczności spowodowało, że dziś kilku tysiącom pacjentów w Polsce codzienna walka o oddech przychodzi łatwiej. Nie jest to takie oczywiste. Szczególnie, gdy zdamy sobie sprawę z faktu, że są kraje, w których chorzy nie mają szans korzystać z wentylacji w domach.
Polska jest jedynym krajem z tzw. bloku wschodniego, w którym udało się wprowadzić tę formę leczenia. Jesteśmy także jedynym krajem, w którym jest to forma terapii, która została wprowadzona oddolnie. To my opracowaliśmy sposób leczenia, który następnie został wdrożony – tłumaczy doktor Zbigniew Szkulmowski.
W innych krajach takie formy leczenia raczkują… lub wcale ich nie ma. Na Słowacji, Węgrzech i w Czechach wentylacji domowej nie praktykuje się w ogóle. Na Litwie i w Estonii liczba pacjentów objętych leczeniem w domach sięga około 150.
Czytaj także: Początki domowego leczenia respiratorem w Polsce
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Cię zainteresował, to bądź na bieżąco i dołącz do grona obserwujących nasze profile społecznościowe. Obserwuj Facebook, Obserwuj Instagram.