Mimo przeciwności, mimo ciężkiej, postępującej choroby nie tylko pokazywała jak zachować pogodę ducha, ale również dawała innym radość swoją twórczością. Mowa o Jolancie Borek-Unikowskiej, artystce malarce, która pędzel prowadziła ustami, gdyż dłonie ją zawiodły. 19 maja po wielu latach walki z postępującą chorobą odeszła

19 maja w wieku 71 lat odeszła Jolanta Borek-Unikowska, pochodząca z Nowogardu artystka-malarka. Od wielu lat chorowała na postępującą chorobę – zanik mięśni, który krok po kroku odbierał jej sprawność.

Chorowała od 12. roku życia

Pani Jolanta urodziła się w 1948 roku. Pierwsze oznaki choroby zaczęła odczuwać jako 12-latka. Nikt wówczas nie potrafił postawić jej właściwej diagnozy, za to dostrzegała objawy. Nie mogła biegać, wejść szybko po schodach, doskwierało jej zmęczenie i zawroty głowy.

Choć marzyła o liceum plastycznym – skończyła technikum ekonomiczne.

Diagnozę, że cierpi na zanik mięśni usłyszała dopiero pod koniec szkoły średniej. Dowiedziała się, że jej choroby nie można skutecznie leczyć. Jak wspominała, trudno było jej to przyjąć.

Miała wiele planów i apetyt na życie. W ich realizacji przeszkadzały tylko słabnące mięśnie.

12 lat w czterech ścianach

Jak sama wielokrotnie wspominała, początkowo jej walka z chorobą polegała na ukrywaniu objawów. Z czasem okazało się to jednak coraz trudniejsze. W końcu postępujący zanik mięśni, niechęć do wózka i przekonanie o swoich ograniczeniach spowodowały, że na 12 lat zamknęła się w domu. – Nie mogłam się pogodzić z chorobą, nie mogłam jej zaakceptować. Bałam się jej i wstydziłam ludzkich spojrzeń pełnych litości i współczucia. Nie chciałam usiąść na wózku inwalidzkim. Siedziałam w domu i uciekałam w świat marzeń – wspominała w jednym z wywiadów.

Odnalazła pasję do malowania

Przyszedł jednak dzień, gdy wszystko się zmieniło. W wielu wywiadach podkreślała, że tę wielką zmianę w życiu zawdzięczała synowi Sebastianowi, który najpierw ją namówił, a potem zawiózł na obóz rehabilitacyjny.  Wróciła z niego odmieniona.

Zobaczyłam inny świat, inaczej spojrzałam na siebie. Po raz pierwszy usiadłam na wózku i po raz pierwszy serdecznie się śmiałam. Dotarło do mnie, że nie można przez całe życie się zamartwiać. Nie można w sobie hodować nienawiści i pretensji do całego świata. Dziś, mimo że wcale nie jest mi łatwo, hołduję zasadzie, że dzień bez uśmiechu to dzień stracony – wspominała w jednym z wywiadów.

Zamiłowanie do sztuki i zdolności plastyczne miała od zawsze. Malować zaczęła jednak dopiero po turnusie rehabilitacyjnym, na którym poznała artystę plastyka Andrzeja Grzelachowskiego.Zaprosił mnie na plener. Okazało się, że potrafię malować – wspominała. Krok po kroku nauczyła się malować ustami. Poznała technikę a potem wypracowała własną estetykę.

To że mogłam malować, dało mi tyle radości, dowartościowało mnie. Stwierdziłam, że świat jest piękny i tak go maluję – tak określała swoją twórczość.

I rzeczywiście, z malowanych przez nią obrazów z czasem zaczęły tchnąć spokój, harmonia i radość. Cechowało je mnóstwo kolorów. Pierwsze prace nie były tak optymistyczne.

Radość, kolor, harmonia, energia

Pani Jolanta najchętniej malowała kwiaty, martwą naturę i portrety – szczególnie młodych kobiet.

Chciałabym malować dużą plamą, ale to jest niemożliwe, kiedy się patrzy na obraz z tak bliska – mówiła w jednym z wywiadów.

Dostosowała więc używaną technikę do możliwości. – Obrazy powstają w głowie, a to czym je przelewam na płótno, nie jest istotne. Natomiast ważne jest, że się podobają i dostarczają ludziom radość – zwykła mawiać.

Jolanta Borek-Unikowska aktywnie włączała się w działalność na rzecz osób chorych.

W przeszłości przez wiele lat działała, również jako członek zarządu oraz rady w Fundacji Pomocy Chorym na Zanik Mięśni w Szczecinie.

Jolanta Borek-Unikowska kilka lat temu otrzymała również tytuł Lady D. (Lady Disabled – Dama Niepełnosprawna). Ta godność zarezerwowana dla niezwykłych, inspirujących kobiet, które potrafiły pokonać barierę niepełnosprawności i odnaleźć swój świat, swoje pasje. Pani Jolanta dowiodła, że jest takim właśnie człowiekiem.

Przyjaciele z Fundacji wspominają

Jej historia pokazała, że pomimo zmagania się z chorobą można normalnie żyć, stworzyć rodzinę, być Mamą, Babcią, a także w pełni realizować swoje pasje. Pani Jolanta Borek-Unikowska była dla nas prawdziwą Bohaterką, która każdego dnia swojego życia udowadniała nam, że nawet cierpiąc na schorzenie nerwowo-mięśniowe nie warto nigdy się poddawać i że będąc Osobą niepełnosprawną ruchowo nie trzeba rezygnować z aktywnego życia. Pani Jola przez kilkadziesiąt lat namalowała ustami setki obrazów będąc Członkiem Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami (AMUN). Jej prace mogliśmy podziwiać na licznych wystawach oraz podczas organizowanych przez Fundację Pomocy Chorym na Zanik Mięśni aukcjach charytatywnych. Pani Jola będąc nawet w nie najlepszej formie fizycznej nigdy nam nie odmawiała  i zawsze wiedzieliśmy o tym, że możemy liczyć na Jej pomoc nawet w najcięższych chwilach – wspomina ją Fundacja w której przez lata działała.

Jolanta Borek-Unikowska odeszła 19 maja 2019 roku w wieku 71 lat.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Cię zainteresował, to bądź na bieżąco i dołącz do grona obserwujących nasze profile społecznościowe. Obserwuj Facebook, Obserwuj Instagram.

Jeśli jesteś zainteresowany otrzymywaniem informacji o nowych publikacjach - zapisz się do naszego newslettera.