"Jedno wiem, ja tej Alaski nie odpuszczę"
262. dnia Michał Woroch i Maciej Kamiński musieli przerwać swoją „amerykańską wyprawę”. Dwaj przyjaciele radzą sobie z nie zawsze sprzyjającymi warunkami czy ograniczeniami. Niestety, tym razem przejeżdżając 35 tys. kilometrów, musieli na chwilę odpuścić.
„Trzeci Muszkieter” odmówił posłuszeństwa
Już w Stanach Zjednoczonych ich ukochany Land Rover Defender ostatecznie „wyzionął ducha”. Stało się to po przejechaniu 35 tys. kilometrów, głównie przez Amerykę Południową.
Diagnoza była poważna – konieczna okazała się wymiana silnika. Podróżnicy z samochodem nie chcieli się jednak rozstać. Auto towarzyszyło im od bardzo dawna, a jego karoserię zdobią setki podpisów napotkanych po drodze osób. Zdecydowali się dać Defenderowi drugie życie, w czym pomagali im ludzie mieszkający po obu stronach oceanu.
– Defe zostaje w USA. Natomiast my w kraju zorganizujemy silnik i jego transport do Los Angeles. W kwietniu albo maju wracamy do Stanów i ruszamy w dalszą drogę na Alaskę
– zapowiedzieli. Dodatkowo, na decyzję o odłożeniu zdobycia Darkhorse w czasie nałożyły się warunki pogodowe. Chodziło o to, by osiągnąć cel, zanim na Alasce zacznie padać śnieg. Awaria Defendera pokrzyżowała te plany. Nie zniweczyła ich jednak, lecz nieco przesunęła w czasie.
Jeszcze tu wrócimy
Z jednej strony cieszę się, że wracam do Polski, bo fajnie sobie odpocząć. Z drugiej wolałbym dokończyć już tę wyprawę, bo jednak cały czas siedzi mi to w głowie. Ta wyprawa była rozpoczęta po to, żeby ją skończyć i zacząć nowe życie. A tak przedłuża się coś, co już i tak dość długo trwa – dwa i pół roku przygotowań, dziewięć miesięcy podróży to już kawał życia. Jak wrócę do kraju to przez kolejne miesiące nie odetnę się od niej, bo będę załatwiał sprawy z silnikiem, chciałbym też podjąć jakąś pracę, żeby zarobić na dalszą podróż. Ale jedno wiem, ja tej Alaski nie odpuszczę
– tak tłumaczył sytuację dziennikarzowi Piotrowi Chmielińskiemu Michał Woroch, zapowiadając powrót na szlak na maj 2018 roku.
„Cieszymy się, że tego dokonaliśmy”
I jak zapowiedzieli, tak zrobili. Pod koniec maja 2018 roku odebrali z warsztatu w Los Angeles Defendera ze świeżo zamontowanym silnikiem i ruszyli na północ – przez Kanadę na Alaskę. Początkowo, plan zakładał, że pojadą najpierw do Fairbanks, a dopiero potem do Anchorege. Defender spłatał im jednak kolejnego figla. Zaczął z niego wyciekać olej. Okazało się, że żaden warsztat nie chciał się podjąć naprawy, więc Michał i Maciej zaopatrzyli się w zapasy oleju i co jakiś czas dolewali to, co wyciekło. Nie powstrzymało ich to przed osiągnięciem celu podróży – Darkhorse.
– Nad ocean, niestety, nie dotarli, z uwagi na fakt, że teren ten jest pilnie strzeżony i tylko specjalnym autobusem, za specjalnym pozwoleniem można dojechać na wybrzeże
– relacjonował Piotr Chmieliński z National Geographic.
– To już nie ma znaczenia – komentował z kolei Michał Woroch. – Jesteśmy tu, niemal na końcu świata, i cieszymy się, że tego dokonaliśmy – dodał.
„Po prostu radziliśmy sobie z codziennością”
Tak na dobrą sprawę, to myśmy w czasie podróży nie robili nic specjalnego oprócz radzenia sobie z codziennością. Tyle, że ta codzienność codziennie była inna. Codziennie coś nowego. To uczy radzenia sobie w różnych sytuacjach, także stresujących, w których nie poddaliśmy się, szliśmy dalej, co świadczy o tym, że bycie w podróży działa na naszą korzyść – i to zdanie zdaje się najdoskonalej podsumowywać ideę trwającej 371 dni drogi, wiodącej przez 15 państw i mierzącej 65 000 kilometrów.