Doktorze, uodporniłam się na ten lek - rzecz o uzależnieniach
Szacuje się, że ok. 2 proc. populacji ogólnej przyjmuje leki w sposób niewłaściwy, mający cechy uzależnienia. Niebezpieczne są m.in. benzodiazepiny oraz leki „Z”, czyli niebenzodiazepinowe leki nasenne, a także barbiturany. Do tego należałoby doliczyć substancje przeciwbólowe, zwłaszcza syntetyczne opioidy. A wychodzenie z uzależnienia trwa bardzo długo – ostrzega w swoim podcaście pt. „Niemyte dusze” dr hab. Andrzej Silczuk, lekarz psychiatra.
- Mózg w miednicy ciepłego kisielu
- Niemedyczne stosowanie benzodiazepin i leków nasennych
- Jak stosować? Jak najkrócej
- W USA 175 tys. zgonów rocznie
W odcinku podcastu „Pole minowe błogostanu farmakologicznego” dr Silczuk przestrzega, że leki z grupy benzodiazepin i leki nasenne „Z” to leki objawowe, stosowane doraźne. Są one obarczone ryzykiem uzależnienia, którego leczenie trwa niekiedy bardzo długo. Cierpiąca osoba nie chce, aby wróciły stany lęku, drżenia ciała. Przyjmuje je zatem dłużej, niż wskazują zalecenia – bo ważny egzamin w szkole, komunia dziecka, rozmowa o pracę, wyjazd na upragniony urlop.
– Doktorze, ja się chyba uodporniłam na ten lek. Dogryzie pół kolejnej tabletki i eureka, jest ten stan. Gdy lekarz zaczyna kręcić nosem, idzie do kolejnego – podaje przykład dr hab. Silczuk, który jest także wykładowcą uniwersyteckim, edukatorem, ekspertem zdrowia publicznego w dziedzinie uzależnień i dyrektorem medycznym w Wellbee Polska,
Rzecznik Praw Pacjenta (RPP) w październiku ubiegłego roku skierował do prokuratur w Szczecinie i Łodzi zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstw po zgłoszeniach rodzin dwóch pacjentek, które zmarły po przepisaniu im za pośrednictwem płatnych e-recept leków opioidowych i przeciwlękowych, zawierających właśnie benzodiazepiny.
Mózg w miednicy ciepłego kisielu
Jak przedstawia to obrazowo dr Silczuk, przyjmując tabletkę, zanurzamy „pragnący ulgi mózg w miednicy ciepłego kisielu”. Zdaniem eksperta niektóre benzodiazepiny mają potencjał uzależniający. Pojawia się potrzeba zwiększania dawki, zespoły abstynencyjne objawiające się drżeniem mięśni, skokami tętna, kołataniem serca, bolesnym fizycznie napięciem. Leczenie długoterminowe niesie ze sobą szkody i cierpienia.
– Problem z benzodiazepinami jest taki, że utrzymywanie ich stałego poziomu w surowicy powoduje przeciążenie neuronów i obniżenie ich reaktywności na neuroprzekaźniki pobudzające. Mogą zmniejszać sekwencje adrenaliny, acetylocholiny, dopaminy – kluczowych w procesach odczuwania, pamięci, koordynacji, wydzielania dokrewnego, regulacji rytmów serca i ciśnienia krwi – wyjaśnia dr hab. Andrzej Silczuk.
Jak tłumaczy psychiatra, prowadzi to „do przewlekłego efektu uspokajająco-nasennego, który jest zależny od dawki leku. U osób przewlekle używających, uzależnionych od barbituranów albo leków nasennych, stosowanie innych leków ogranicza ich efekt. Tabletki rzucane w mózg zanurzony w ciekłym kisielu grzęzną w mazi, zamiast dotrzeć do mózgu. Jeśli nawet część dotrze, zabłądzi. Niesie to przypadki lekoopornych zaburzeń nastroju, zaburzeń lękowych, psychoz” – wyjaśnia psychiatra.
Badania pokazują, że każde kolejne przyjmowanie benzodiazepin obarczone jest ryzykiem rozwoju uzależnienia. Jednak nie wszyscy przyjmujący leki z tej grupy się uzależniają. Dr Silczuk powołuje się w podcaście na holenderskie badanie przewlekłych użytkowników tych środków, które wykazało, że uzależnionych było: 43 proc. pacjentów lekarzy rodzinnych, 63 proc. pacjentów psychiatrycznych i 82 proc. samoleczących się.
Edukator przypomina także, że pod koniec lat 90. ubiegłego wieku pojawiły się kolejne „idealne leki” – Z, czyli niebenzodiazepinowe leki nasenne. Jak podkreśla, szybko okazało się, że w trakcie ich używania dochodziło do wypadków samochodowych, złamań itp. Nawet 11 godzin po zażyciu prowadzenie pojazdu wiązało się z ryzykiem wypadku. Występowały też niewyraźna mowa i zaburzenia pamięci. Tak jak w przypadku benzodiazepin, wcześniej rozwija się otępienie, a ryzyko jego rozwoju zwiększa się o blisko 80 proc. w stosunku do osób, które nie używają leków nasennych lub robią to sporadycznie.
Niemedyczne stosowanie benzodiazepin i leków nasennych
Przykłady z życia wzięte, którymi posłużył się w podcaście dr hab. Silczuk, nie pozostawiają złudzeń, do czego prowadzi niemedyczne stosowanie benzodiazepin i leków nasennych.
Profesor-inżynier. Emeryt, staruszek. Szał w oczach. W nocy zaburzenia świadomości. Protezy stawów biodrowych aż trzeszczą, gdy próbuje skakać. Rodzina jest załamana. W nocy otwierał okna, chciał wychodzić, a mieszka na siódmym piętrze. 10-12 tabletek popularnego leku przeciwbólowego i przeciwgorączkowego łączy z ośmioma tabletkami leku nasennego. Toksyczna dawka. „Bo w reklamie mówili, że ten bezpieczny lek, co ma w nazwie noc, a tamten to jest na bóle głowy.”
Kaja, wielokrotnie hospitalizowana, w końcu olśnienie – ma chorobę dwubiegunową. Nie była diagnozowana w tym kierunku, bo pije, czyli jest alkoholiczką. A do tego dostała od lekarza leki, od których się uzależniła. Jest zatem politoksykomanką, a takich się nie diagnozuje, tylko odsyła na terapię. Po latach napisze, że lekarze z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie uratowali jej życie.
Narciarz, biznesmen, zadbany, schludny. Wychodzi z biura ok. godz. 13. W domu po lekkim lunchu bierze jeden lek. Śpi minimum 6 godzin. Samochód już zapakowany – żona ogarnęła. On wstaje ok. godz. 20, o godz. 21 wyjeżdża. Na godz. 9 rano jest na miejscu. Na stoku codziennie alkohol, wieczorem butelka wina, kieliszeczek likieru. Powrót z nart do domu – po nocy na leku nasennym. W ten sposób zaliczył dziewięciodniowy mieszany ciąg.
Młodzi ludzie w internecie podają sobie przepisy, ile którego leku przyjąć
Krzysiek zamarzł na przystanku. Jacek zmarł w szpitalu przy ul. Wołoskiej w Warszawie, skatowany w jakiejś bramie. Ania powiesiła się w hotelu, wcześniej na żądanie, wypisując się z oddziału psychiatrycznego. Agata i Franek – toksyczna znajomość. Ona kochała benzodiazepiny, on dobre życie i alkohol. Ją kochał mąż, jego nie kochała matka. Agata wyszła z oddziału do domu zdetoksykowana, zdrowiejąca pod opiekę męża, z którym rozwodziła się latami. Gdy była sama, do mieszkania przyszedł Franek, wpuściła go. W dłoni miał kilka tabletek. Połknęła je. Ocknęła się półprzytomna w okradzionym, wyziębionym domu.
Młodzi ludzie w internecie podają sobie przepisy, ile którego leku przyjąć, jaką ilością piwa popić, żeby urwał się film. Będzie beka. Budzą się w nieznanym miejscu, zagubieni, skrzywdzeni i z poczuciem wstydu.
Jak stosować? Jak najkrócej
Dr hab. Andrzej Silczuk uważa, że benzodiazepiny i leki nasenne powinno się stosować jak najkrócej, w możliwie najniższej dawce i wyłącznie wtedy, gdy niezbędne jest ich zastosowanie. Jak twierdzi, pomagają one przetrwać najgorsze. Działają wtedy, gdy są metabolizowane – potem efekt zanika.
„Benzodiazepiny działają bardzo długo, po przyjęciu choćby jednej dawki. Doniesienia naukowe z ostatnich 20 lat pokazują, że zalecenia przyjmowania ich 2–4 tygodnie nie obejmują realnego czasu półtrwania metabolicznego tych środków. W przypadku regularnego stosowania przez dwa tygodnie jednej porcji długodziałającej benzodiazepiny, chory pozostaje pod jej wpływem przez kilka kolejnych tygodni. Ryzyko uzależnienia się u tej osoby istotnie zwiększy się” – wyjaśnia dr Silczuk w podcaście.
W USA 175 tys. zgonów rocznie
Psychiatra sięga także po statystyki: w Stanach Zjednoczonych wskutek nadużywania leków, w tym opioidów, rocznie umiera 175 tys. osób. Liczba zgonów związanych z benzodiazepinami wzrosła o 514 proc., a zgonów związanych z zażywaniem benzodiazepin z opioidami o 819 proc. Podobnie zaczyna dziać się w Europie. Jak przytacza dalej lekarz, w Polsce mówi się o 2,5 mln osób z zaburzeniami lekowymi. Do tego dodajmy osoby z depresją, zmęczone, zagonione – to ogromny rynek dla utopii dobrostanu.
„Pacjentka – ofiara przemocy prosi lekarza o lek na depresję. Jest regularnie psychicznie i fizycznie katowana przez partnera. Nie chce zmian, chce leku. Lekarz zastanawia się, czy lek umożliwi pokonanie lęku przed zmianą, czy dodatkowo zamortyzuje przemoc. Na koniec wizyty: Może ma pan coś na spanie? Nocami czuwam, ale jakbym spała, to może on dałby spokój. Lęk przed niezasypianiem uruchamiany jest przez głód substancji. Gdy do fizjologicznego głodu substancji dojdzie neurologiczna komponenta, cierpimy, dopóki nie zaspokoimy się” – opowiada dr Silczuk.
Tymczasem na oddziały leczenia uzależnień – jak twierdzi specjalista – nie chcą przyjmować pacjentów „lekowych”, mimo że do ich leczenia zobowiązane są oddziały leczące alkoholików.
„Ręce więc zacierają prywatni przedsiębiorcy prowadzący ośrodki odtruć lekowych. Koszt: kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nie stać cię? Umierasz” – mówi dr Silczuk.
Dane NFZ na temat liczby hospitalizacji (2015–2023) z powodu zatrucia opisywanymi lekami i z powodu uzależnień od nich:
- zatrucie środkami narkotycznymi i psychodysleptycznymi (halucynogennymi) – 30 978;
- zatrucie lekami psychotropowymi, niesklasyfikowanymi gdzie indziej – 36 352;
- zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem opiatów – 9 470;
- zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane przyjmowaniem substancji nasennych i uspokajających – 15 851.
Liczba hospitalizacji:
- 13753 (2015 r.)
- 11898 (2016 r.)
- 11807 (2017 r.)
- 11820 (2018 r.)
- 11297 (2019 r.)
- 8713 (2020 r.)
- 9041 (2021 r.)
- 10323 (2022 r.)
- 5124 (styczeń-maj 2023 r.)
Medykalizacja świata
Zdaniem dr hab. Andrzeja Silczuka coraz więcej spraw zwyczajnych migruje do kręgu zaburzeń.
„Świat pędzi, mówi się o samorozwoju, samodyscyplinie. Skoro tyle spraw ma być «samo», jest więc i samoleczenie. Jak dziś jest z lekami uspokajającymi i nasennymi? W pandemii zwiększyło się spożycie alkoholu, ale także używanie innych środków. Zwiększyła się tolerancja na nie i wzrosło samoleczenie. Samozaradność, samodzielność… zaczynamy szukać sposobu na najszybsze uśmierzenie bólu ze stresu, ze wstydu. Sięgamy po domową apteczkę. Może coś zadziała na to, co tu i teraz. Na co dzień odkryliśmy, że na lęki i smutki dobrze robi mała lampka czerwonego wina, a na bóle i niesprawności może cola, a może kieliszek wódki z pieprzem lub orzechóweczki od babci” – wylicza psychiatra.
Ekspert powołuje się m.in. na międzynarodowe badanie ESEMeD, czyli europejskie badanie nad epidemiologią zaburzeń psychicznych wykonaną w sześciu krajach europejskich: Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemczech oraz we Włoszech. Najczęściej stosowano leki przeciwlękowe na poziomie blisko 10 proc. pacjentów, często poza wskazaniami.
We Francji trzech na czterech pacjentów przyjmuje te uzależniające leki przez ponad pół roku. W Irlandii co trzeci pacjent ma przepisywane leki ponownie, mimo informowania w dokumentacji zaleceń o krótkotrwałym leczeniu. Podobnie źle dzieje się w Norwegii i Finlandii. W Wielkiej Brytanii liczba przepisywanych benzodiazepin spada, ale zwiększa się liczna recept na leki nasenne – Z. Liczba ta nie jest zgodna z wytycznymi opublikowanymi przez Brytyjski Instytut Doskonałości Klinicznej.
Lek ma pomagać, nie uzależniać
Lek z definicji powinien leczyć, pomagać choremu. Można leczyć siebie lub kogoś innego, używając leku przyczynowo, tj. zwalczać przyczynę, lub objawowo, zwiększając komfort chorowania.
Wzorzec idealnego leku zawiera:
- szybkość działania;
- trafność usuwania dolegliwości ;
- świetną tolerancję.
„Firmy farmaceutyczne celowo pomijają cenę, która wpływa na dostępność leku. Reklamowane są produkty ultraszybkie, wspaniale bezpieczne, nadaje im się cechy podmiotowe: inteligentne i precyzyjne, samodzielnie odnajdują źródła dolegliwości, np. bólu, zgagi itp. Gorzej, gdy do obrotu wprowadzone są molekuły mające obniżyć ból, strach, napięcie, a z czasem okazuje się, że następuje nasilenie tego typu dolegliwości” – podkreśla w podcaście dr Silczuk.
„W marzeniu o otulającym leku dającym poczucie bezpieczeństwa nie ma nic złego, jest ludzkie. W pewnym momencie na rynku pojawiła się tabletka «idealna»: najpierw wyciszają się myśli, zaczynasz odczuwać zmianę w ciele. Czujesz ukojenie i ciepło. Spada ciężar z barków, nie boli napięta szyja, znika ból pleców i głowy. Idealny lek: skuteczny, dostępny, niedrogi. Graal psychofarmakoterapii, za który przychodzi płacić frycowe, którego skala i skala zaprzeczenia jest zaskakująca. Wcześniej ich rolę spełniał alkohol poprzez działanie euforyzujące oraz np. opium działające odurzająco” – dodaje ekspert.
Podkreśla też, że nowe leki na bóle istnienia pojawiają się regularnie. Wraz z odkryciem idealnie wtapiają się w rynek, zaspokajają potrzeby. Morfina ponad dwa i pół wieku temu jako anestetyk, ale także środek przeciwbólowy, przeciwlękowy i przeciw bezsenności. Kwas św. Barbary i jego pochodne barbiturany ponad półtora wieku temu, benzodiazepiny – połowa minionego stulecia, niebenzodiazepinowe leki nasenne – przełom lat 80. i 90. ubiegłego wieku.
Sprzedaż „uspokajaczy”
– W roku 2020 Polacy kupili w aptekach 18,5 mln opakowań z omawianych grup leków, w roku 2021 – 18 mln. Rok 2022 zaowocował zakupami na poziomie 17,7 mln, a do końca lipca 2023 apteki sprzedały 10 mln opakowań – tyle co rok temu w tym samym czasie. Wybuch pandemii i wybuch wojny punktowo spowodowały wzrost sprzedaży „uspokajaczy” – ale po miesiącu jej poziom spadał do notowanych wcześniej. Rośnie jednak spożycie leków przeciwlękowych/przeciwdepresyjnych. Ale także w przypadku tych grup leków wzrost jest stały i podobny w swej dynamice do czasów „przedpandemicznych”, „pandemicznych” i obecnych. Mówimy jednak wyłącznie o sprzedaży aptecznej. A istnieje też czarny rynek. Trudno oszacować jego skalę i dynamikę – komentuje dla Serwisu Zdrowie dr Jarosław Frąckowiak, prezes PEX, firmy analizującej rynek ochrony zdrowia.
Beata Igielska, zdrowie.pap.pl
Źródła:
- Podcast „Niemyte dusze”, odcinek 3: „Pole minowe błogostanu farmakologicznego”.
https://www.youtube.com/watch?v=PgeJEpO7lLQ