– Zdobyliśmy najwyższą przełęcz. Najwyższy punkt naszej wyprawy – cieszyła się Sonia Krystoń z Big Heart Bike w ostatniej relacji z wyprawy Pamir 2019. Wyczyn to tym większy, że rowerzyści zmagają się z trudnym terenem, a także słabością własnych organizmów. Wysiłek na takiej wysokości do najprzyjemniejszych nie należy.

Wyprawa Pamir 2019 kilka dni temu osiągnęła punkt kulminacyjny. Rowerzyści Big Heart Bike: Monika Spisak, Sonia Krystoń, Łukasz Proksa i Łukasz Krusz osiągnęli najwyższy punkt wyprawy – położony w górach Kirgistanu Pamir Highway.

Spotkanie z rogatym znajomym/ fot. Big Heart Bike

Jak przebiegała ta część trasy, opowiada Łukasz Proksa, dla którego wyprawa Pamir 2019 zaczęła się właściwie dopiero po opuszczeniu Duszanbe (stolicy Tadżykistanu).

– Zaczęliśmy w Horogu. Tam było gorąco. Czułem się tak, jakbym został rzucony w środek wyprawy. Z tego powodu kondycyjnie było troszkę trudno dorównać już rozkręconym Łukaszowi i Monice – opowiada.

W tym miejscu warto przypomnieć, że Monika Spisak i Łukasz Krusz wyprawę rozpoczęli pod koniec czerwca, więc zdążyli się już zaaklimatyzować i przyzwyczaić do trudów drogi.

Nie oznacza to jednak, że udało im się uniknąć dolegliwości związanych z wysokością. Wraz z kolejnymi kilometrami, coraz bardziej dawała o sobie znać choroba wysokościowa.

Przełęcz Ak-Baitał – Walka o oddech

– W drodze zaskoczyły nas dolegliwości, które były dla nas dosyć dotkliwe – opowiada Sonia Krystoń.

– Jak tylko zaczęliśmy podjeżdżać, jechaliśmy wciąż w górę. Można powiedzieć, że wzbijaliśmy się coraz wyżej. Dla mnie trudny był moment, gdy przekroczyliśmy wysokość 3 tys. m n. p. m. Nie byłem na to przygotowany, więc odczuwałem pewien dyskomfort. Było to związane z mniejszą ilością tlenu w atmosferze – opowiada Łukasz Proksa.

Wysokość była wyzwaniem dla wszystkich rowerzystów Big Heart Bike.

– Jest się dużo bardziej zmęczonym. Ma się problemy z oddychaniem. Szczególnie przy podjazdach. Ja czułam również mrowienie twarzy, dłoni i stóp. To mocno utrudniało jazdę. Nawet pchanie roweru pod górę było dużym wyzwaniem – mówiła o objawach choroby wysokościowej, które zaczęli odczuwać członkowie ekipy Sonia Krystoń.

Na takiej wysokości wyzwaniem jest nie tylko wysiłek, ale również samo funkcjonowanie.

– Zasypiając, nagle przebudzaliśmy się z wrażeniem braku tchu – mówił o noclegu na wysokości około 4300 m n.p.m. Łukasz Proksa.

W tym trudnym czasie mogli na siebie jednak liczyć.

Nie mogło być więc inaczej – położona na wysokości 4655 m n. p. m. najwyższa przełęcz Pamiru Ak-Baitał, co w języku Kirgizów oznacza „Biała Kobyła”, została zdobyta.

Pamir Highway zdobyte!/fot. Big Heart Bike

– Podjeżdżaliśmy asfaltem. Dopiero ostatnie 3 km były dość strome – tam było ciężko – relacjonują Big Heart Bike.

Co ciekawe – wyjechali we czwórkę, a Ak-Baitał zdobyli w piątkę. Jak to się stało?

– 60 km biegł z nami pies. Towarzyszył nam na najwyższej przełęczy – opowiadają Big Heart Bike o niespodziewanym towarzyszu.

fot. Big Heart Bike

Trudna droga na „Białą Kobyłę”

Mniejsza ilość tlenu była poważnym, ale nie jedynym wyzwaniem, z którym przyszło się mierzyć członkom ekipy Big Heart Bike.

– Dla mnie nie przełęcz okazała się największym wyzwaniem, ale dni przed jej zdobyciem. To był dramat. Bałam się, że będzie tak przez całą wyprawę. W dużej mierze było to związane z nawierzchnią, którą jechaliśmy – opowiada Sonia Krystoń.

A nie zawsze mieli luksus asfaltowej drogi.

– Miejscami była przez cały czas „tarka” (charakterystyczne odkształcenia na gruntowych drogach powstające po przejechaniu samochodów), żwir, na drodze leżały duże kamienie. Nie dało się jechać. Trzeba było pchać rower – opowiada Sonia Krystoń.

Przez to plan, by dziennie pokonywać około 90 km nieco się sypnął.

– Okazywało się, że 40-50 km dziennie to nasze maksimum.

– Ja byłam w stanie po tym jeździć 5 km/h. Zmęczenie po pokonywaniu takiej nawierzchni jest inne. Całe ciało jest zaangażowane w jazdę, więc bolały mnie mięśnie i głowa. Raczej wolałabym jeździć już drogami asfaltowymi – mówiła opowiadała Sonia Krystoń.

fot. Big Heart Bike

Póki co, poza przygodami z próbą kradzieży roweru Łukasza Krusza, „zagubieniem” na lotnisku w Berlinie rowerów Soni Krystoń i Łukasza Proksy co – przypomnijmy – zatrzymało ich na dłużej w Duszanbe, raczej omijają ich kłopoty techniczne. Przebili jedynie kilka dętek.

Aktualnie pokonują kolejne przełęcze Gór Tien-Szan w Kirgistanie, zmierzając nad jezioro Son Kul.

Co pamięta się z takich wypraw?

Trud? Ból? Dolegliwości? Nie.

– Wysiłek jest bardzo wielki w czasie, gdy się to robi. Po czasie zapomina się o tym co bolało. Nie zapomina się natomiast ludzi. A tych, bardzo miłych, spotkaliśmy wielu – podsumowuje Łukasz Krusz.

Patron medialny Big Heart Bike:

Po co to robią?

Big Heart Bike kręcą kolejne kilometry, jednocześnie promując przyszłoroczną wyprawę do Indii osób z niepełnosprawnościami.

–  Mocno o was myślimy i opowiadamy o co chodzi z tymi Indiami i o tym, co planujemy zrobić w przyszłym roku. W Katowicach jest ogromna ekipa, która nam kibicuje i nas wspiera. Pozdrawiamy wszystkich serdecznie – podsumowała Sonia Krystoń.

Pomóż im dotrzeć do Indii

Zachęcamy do wsparcia wyprawy Bollywheels, podczas której 10 osób z niepełnosprawnościami (a także ich asystenci i personel medyczny) zdobędzie Indie.

Pomoc dla tej pionierskiej wyprawy można okazać, wpłacając pieniądze na numer konta:

92 1140 2004 0000 3602 7867 2526

Nr konta IBAN (dla przelewów z zagranicy): PL92 1140 2004 0000 3602 7867 2526

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Cię zainteresował, to bądź na bieżąco i dołącz do grona obserwujących nasze profile społecznościowe. Obserwuj Facebook, Obserwuj Instagram.

 

Jeśli jesteś zainteresowany otrzymywaniem informacji o nowych publikacjach - zapisz się do naszego newslettera.